środa, 24 października 2012

Rozdział V

       Hermiona obudziła się i spojrzała na zegarek - 6:34. Cudownie, tylko cztery godziny snu. Wolała nawet nie wiedzieć jak w tym momencie wygląda. Z cichym szelestem zeszła z łóżka i na palcach, aby nie zbudzić śpiących w najlepsze koleżanek poszła do łazienki. Widząc swoje  odbicie w lustrze przeciągle jęknęła. Poskręcane włosy sterczały na wszystkie strony, a pod oczami malowały się fioletowe cienie. Policzki miała czerwone, silnie kontrastujące z jej bladymi, wysuszonymi ustami. Niechętnie sięgnęła po szczotkę.
Około pół godziny później niesforne kosmyki zostały rozczesane oraz ujarzmione ciasnym warkoczem. Przemyła twarz zimną wodą i, stwierdziwszy, że lepiej już nie będzie, przebrała się w czystą szatę. Następnie udała się na śniadanie do Wielkiej Sali. Uśmiechnęła się blado, na widok Harry'ego smętnie jedzącego tosta.
- Ciężka noc, co? - poklepała go po plecach.
Chłopak przytaknął. Doskonale wiedziała co było powodem jego podłego nastroju. Powód ten, właśnie pojawił się w drzwiach, czule obejmowany przez Deana Thomasa.
- Dzień dobry! - przywitała się radośnie Ginny, podchodząc w ich kierunku.
- Dla kogo dobry, dla tego dobry. - mruknął pod nosem Harry.
- A temu co? - zwróciła się zdezorientowana rudowłosa do przyjaciółki.
Hermiona ignorując pytanie sięgnęła po tosta z dżemem. Wolała się w to nie mieszać. Zapanowało niezręczne milczenie.
- To my... już pójdziemy. - odezwał się Dean, łapiąc Ginny za rękę. Brunet w okularach rzucił im mordercze spojrzenie. Para popatrzyła po sobie zdziwiona i odeszła w kierunku wyjścia.
- Przykro mi. - wybąkała szesnastolatka.
- Och, daj spokój. Przecież...  - urwał widząc zmierzającą ku nim profesor McGonagall.
- To dla pani, panno Granger. - Kobieta wręczyła jej plan lekcji. Dziewczyna cicho jęknęła. Harry odebrał swoją rozpiskę zajęć i zaklął siarczyście. Gryfonka kopnęła go pod stołem, rzucając zlęknione spojrzenie opiekunce. Na szczęście, ta pochłonięta rozmową z Neville'm nie usłyszała tego.
   Dokończyli śniadanie i udali się do dormitorium, po książki. Jako pierwszą mieli obronę przed czarną magią... ze Snape'm. 
- Idź. Dołączę do ciebie później. - mruknął smętnie Harry. Dziewczyna przytaknęła. Wiedziała, że przyjaciel wciąż jest zdołowany i musi odreagować. Nie chciała, aby czuł się przytłoczony jej obecnością. 
    Punktualnie o 9 zjawiła się pod salą. Snape'a jeszcze nie było. 
- Co jest Granger? Kumple cię opuścili? - rzucił szyderczo Draco z drugiego końca korytarza, a otaczająca go grupa ślizgonów wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Odwal się Malfoy! - krzyknęła urażona.
- Co to za słownictwo przed moją salą, Granger? Gryffindor traci pięć punktów! - warknął nauczyciel wyłaniając się z korytarza. Oburzona dziewczyna popatrzyła wściekle na blondyna. Chłopak tylko uśmiechnął się drwiąco, co rozwścieczyło ją jeszcze bardziej. Zarzuciła torbę na ramię i szybkim krokiem weszła do klasy, siadając jak najdalej od Draco. 
Czas wlókł się niemiłosiernie. Snape podzielił uczniów w pary, chcąc sprawdzić ich umiejętności. Pierwsza osoba rzucała zaklęcie oszałamiające, a druga miała je odeprzeć. Po chwili w sali zaroiło się od walczących. 
- Wystarczy! - krzyknął profesor. W pomieszczeniu natychmiast zapanowała cisza. - Teraz może ktoś zaprezentuje nam swój... - urwał i uśmiechnął się z politowaniem. - pojedynek. Jacyś chętni? - rozejrzał się po sali, ignorując wyciągniętą rękę Seamusa Finnigana. - Nikt? No to może Parkinson i Granger. - skinął ręką. 
Wystąpiły z tłumu i stanęły naprzeciw siebie. Mopsowatą twarz Pansy wykrzywił ohydny grymas.
- Już nie żyjesz szlamo. - wysyczała z nienawiścią przez zaciśnięte zęby. - Drętwota! - krzyknęła. Jednak Hermiona błyskawicznie odparła atak. Siła uderzenia wyrzuciła ślizgonkę na przeciwległą ścianę. Gryfoni zawyli z radości, nagradzając dziewczynę głośnymi brawami.
- Spokój! Gryffindor traci pięć punktów - warknął Snape klękając przy nieprzytomnej uczennicy i wymruczał  przeciw zaklęcie.
***
    Następna była transmutacja. Mcgonagall rozdała każdemu po kilka orlich piór, i przy pomocy poznanego rok wcześniej zaklęcia zmieniająco - ożywiającego uczniowie mieli za zadanie przemienić je w białe myszy. 
Piętnaście minut później po stole Hermiony chodziło pięć identycznych jasnych gryzoni, za co nauczycielka nagrodziła gryfonów dziesięcioma punktami. Nikomu innemu nie udało się wykonać tego zadania, choć najbliżej był Harry, który wyczarował wielkiego, czarnego żuka. Niestety Ron przez przypadek rozgniótł go łokciem, kiedy usiłował złapać swoją, ganiającą po całej ławce, uskrzydloną chusteczkę, zasypującą wszystko brązowym pierzem.
    Po dwugodzinnym zielarstwie, na którym pani Sprout kazała im zebrać sok z owoców trykobulwy ubłoceni i zlani potem wrócili do zamku na obiad. 
- Chyba zaraz umrę. - jęknął Ron, ocierając czoło ręką. - Jestem wykończony. 
- Ronaldzie, dopiero pierwszy dzień. Nie wydziwiaj i weź się w garść. - rzuciła dziarsko Hermiona, nakładając sobie porcję gulaszu z wątróbki. Po chwili z brzdękiem odłożyła widelec i zerwała się z miejsca. 
Widząc pytające spojrzenie chłopców powiedziała: 
- Mamy jeszcze pół godzinny, przed następnymi zajęciami. Zdążę jeszcze iść do biblioteki. 
- Przecież nic nie zjadłaś. - zauważył Harry wskazując na jej nietknięty talerz. 
- Nie jestem głodna. - Machnęła ręką i wybiegła z Wielkiej Sali, przewracając przy tym zdezorientowanego Neville'a. 
- Wybacz! - krzyknęła przez ramię i zbiegła po schodach. 
        ***
Nareszcie miała odbyć się długo wyczekiwana przez trójkę przyjaciół lekcja opieki nad magicznymi stworzeniami, z ich - jak na razie - najbardziej lubianym nauczycielem, Hagridem. W dobrych humorach popędzili przez błonia i jako pierwsi stanęli przed chatką gajowego. 
- Kopę lat! Już żem se myślał, żeście o mnie zapomnieli - przywitał się mężczyzna wychodząc z domu. 
- Miło cię znów widzieć. - uśmiechnął się Harry. 
- O czym będzie dzisiejsza lekcja? - spytała Hermiona. 
- Mam dla was dziś coś specjalnego. Ale niedługo zobaczycie. Poczekamy, aż wszyscy przyjdą. Cholibka, ale wam gęby opadną. - pół-olbrzym zatarł ręce i odwrócił się, aby uciszyć ujadającego Kła. 
Wykorzystując okazję przyjaciele rzucili sobie znaczące spojrzenia. Znając niespodzianki Hagrida, raczej bez siniaków się nie obejdzie. Po chwili zeszła się reszta klasy. Na końcu pojawili się ślizgoni. Malfoy przeszył dziewczynę zagadkowym wzrokiem. Poczuła, że przyspiesza jej serce, ale twardo przetrzymała spojrzenie.  Gajowy poprowadził ich ku zachodniej części Zakazanego Lasu. Oczom zebranych ukazała się przestronna, wcinająca się w linię drzew polanka. Na niej znajdowały się cztery małe, przypominające koty zwierzątka. Miały cętkowane futro, duże uszy, a ich ogon - podobnie jak u lwa - zakończony był jasnobrązowym pędzelkiem. Lavender i Parvati westchnęły z rozmarzeniem. 
- To kuguchary - wyjaśnił Hagrid. - Nie dajcie się nabrać na ich słodki wygląd, bo jak im się nie spodobacie mogą was rozszarpać. Są w dodatku szalenie inteligentne. - kilka osób cofnęło się z przestrachem. - Dzisiaj nauczymy się je oswajać. Ktoś na ochotnika? - rozejrzał się po uczniach. - Nikt? - zrobił smutną minę. 
Hermiona westchnęła i podniosła rękę. Gajowy obdarzył ją zachęcającym uśmiechem.

 _________________________________
Dziś mało Hermiony i Draco, ale postaram się wynagrodzić wam to w następnym rozdziale.  :)

1 komentarz:

  1. To takie charakterystyczne dla Hagrida :) Swoja drogą to dla mnie lepszym ochotnikiem byłby Harry :)

    OdpowiedzUsuń