"Zapamiętaj swe imię.
Nie trać nadziei - znajdziesz to, czego szukasz.
Ufaj duchom. Ufaj tym, którym pomogłeś, bo oni też ci pomogą.
Ufaj snom.
Ufaj swemu sercu i swojej historii.
Gdy zechcesz wrócić, idź tą samą drogą."
(Neil Gaiman "M jak Magia")
Hermiona, szesnastoletnia, piekielnie mądra brunetka siedziała na podłodze w swoim pokoju i bezskutecznie starała się zamknąć wypchany do granic możliwości, szkolny kufer.
Był pierwszy września, a ona za kilka godzin miała rozpocząć swój szósty rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
- Skarbie, szybciej, bo się spóźnimy. - Dobiegło ją z dołu wołanie rodziców.
- Moment! Nie mogę domknąć wieka!
- Może spróbuj wyrzucić ze środka jedną z tych twoich dwustu tonowych książek. - zażartował Peter, ojciec dziewczyny.
- Bardzo śmieszne tato! - Odkrzyknęła w odpowiedzi.
Zacisnęła zęby, właściwie miał trochę racji. Z niechęcią pobieżnie przeglądnęła wszystkie, spakowane lektury, które jak to zwykła robić - poukładała alfabetycznie.
- O, to raczej nie będzie mi potrzebne. - mruknęła do siebie, chwytając w dłonie Historię Hogwartu. - W razie potrzeby mogę przecież wypożyczyć ją ze szkolnej biblioteki - Starała przekonać samą siebie, niezbyt przekonującym tonem. Niestety z marnym skutkiem. - Co za głupota, przecież muszę ją wziąć!
- Hermiono Granger! Jeżeli za 5 sekund nie zjawisz się spakowana na dole, będziesz miała duże kłopoty!
- Już idę! - Ze zrezygnowaną miną delikatnie odłożyła książkę na sosnowym biurku stojącym koło okna. Następnie zatrzasnęła wieko kufra, narzuciła na ramię torebkę i rozglądnęła się po pokoju, zastanawiając się, czy przypadkiem czegoś jeszcze nie zapomniała. Chyba wszystko. Najwyżej wyśle sowę do rodziców. Chwyciła za klamkę i wyszła z pomieszczenia. Zatrzymała się przed schodami rozważając jak znieść z nich bagaż, który, nie owijając w bawełnę do najlżejszych nie należał. Wyciągnęła różdżkę z przedniej kieszeni spodni, jednak w porę zdała sobie sprawę, że przecież nie można używać czarów poza Hogwartem, tym bardziej w mugolskim domu. Skarciła w myślach swoją głupotę i zawołała na pomoc tatę. Po kilku chwilach dziewczyna i kufer znajdowali się w samochodzie. Spojrzała na zegarek - 10:30.
- Rany, spóźnimy się!
Piętnaście minut później dotarli na dworzec King's Cross. Hermiona mocno uściskała rodziców.
- Trzymaj się córciu. - Peter poklepał ją po plecach.
- Jak dojedziesz, wyślij sowę. - Dodała mama dziewczyny. - I uważaj tam na siebie.
- Dobrze mamo. Będę pisać co tydzień. Obiecuję.
Pomachała im, a następnie oparła się o barierkę pomiędzy dziewiątym, a dziesiątym peronem. Po krótkiej chwili jej oczom ukazała się wielka, czerwona lokomotywa Express'u Hogwart.
Uśmiechnęła się szeroko widząc buchającą z komina parę. Przez całe wakacje z utęsknieniem wyczekiwała powrotu do szkoły. Nie mogła doczekać się nawet znienawidzonych przez wszystkich lekcji eliksirów ze Snape'm.
Rozglądnęła się w poszukiwaniu Harry'ego, Rona i Ginny - jej najlepszych przyjaciół. Jednak nigdzie nie mogła ich dostrzec. Panujący wszędzie rozgardiasz oraz dymy wydobywające się z pociągu dodatkowo ograniczały pole widzenia. Pewnie wsiedli już do środka - pomyślała. Skierowała się w stronę drzwi wagonu, kiedy nagle ktoś ją brutalnie odepchnął.
- Patrz jak łazisz, szlamo. - Draco Malfoy, blond-włosy ślizgon i zacięty wróg Świętej Trójcy bezceremonialnie przepchnął się przed nią, a następnie zniknął we wnętrzu pociągu. Jego śladem poszli Crabbe i Goyle - dwaj przerośnięci goryle, których można było uznać prędzej za ochroniarzy arystokraty, niż jego przyjaciół.
- Malfoy, ty wredny... - ale już jej nie słyszał. Łzy wściekłości popłynęły po policzkach Hermiony. Jak ten dupek potrafi zepsuć nawet najbardziej wyczekiwany dzień! Już on ją popamięta!
Zgrzytając zębami wgramoliła się do środka.
***
Udała się w głąb wagonu. Kiedy mijała przedział ślizgonów spostrzegła Malfoy'a, który gwałtownie gestykulując, opowiadał coś roześmianej Pansy Parkinson - szesnastolatce o twarzy mopsa. Widząc jego pyszałkowatą buźkę zalała ją fala wściekłości. Zwęziła oczy i zapukała w szybę. Blondyn zwrócił na nią swoje stalowe oczy, a jego twarz wykrzywił grymas obrzydzenia. Hermiona pomachała mu z udawaną wesołością, po czym wystawiła środkowy palec. Na jego policzki wstąpiły czerwone rumieńce gniewu. Wstał i sięgnął po różdżkę. Dziewczyna gorzko się roześmiała i odeszła.
Dwa przedziały dalej mignęła jej ruda czupryna Rona. Energicznie ruszyła w tamtą stronę i jednym zamachem otworzyła drzwi przedziału. Nim zdążyła wejść, na jej szyi uwiesiła się miedzianowłosa przyjaciółka.
- Miona!
- Ginny! Jak dobrze cię znów widzieć! - objęła ją mocno. Po kilku sekundach dziewczyny oderwały się od siebie. Później szesnastolatka skierowała spojrzenia na chłopców.
- Hermiona! Szukaliśmy cię na peronie. Gdzie się podziewałaś?
- Trochę się spóźniłam. Nie mogłam się zmieścić w kufrze. Poza tym...
Chłopcy rzucili sobie znaczące spojrzenia i zarechotali. Ah, te dziewczyny. Hermiona urwała i spojrzała na nich pytająco. Zachichotali. Westchnęła i ciągnęła dalej.
- Malfoy ma przekichane. Wstrętny dupek!
- Co znowu zrobił? - Dopytywał się Ron.
Po krótce opisała im całą sytuację. Chwilę później przedział rozbrzmiał głośnym śmiechem. Dziewczynę zalała fala ciepła. Jak ona się za nimi stęskniła...
Nieźle, nieźle jak na początek. Mam nadzieję, że w grudniu coś wstawisz.
OdpowiedzUsuń