piątek, 26 października 2012

Rozdział VI

 Dzisiaj gorąco pomiędzy głównymi bohaterami, jest też trochę przemyśleń.. Stwierdziłam, że jak na razie wieje nudą i mam już plan na usprawnienie akcji. Zobaczymy, jak on zadziała w praktyce :) Życzę miłej lektury.
 Draco, pięć minut przed osiemnastą zjawił się pod biurem Filcha. Hermiony jeszcze nie było. Postanowił na nią poczekać. Oparł się o ścianę i wetknął ręce do kieszeni szaty. W myślach stanęła mu twarz dziewczyny. Od jakiegoś czasu nie mógł przestać o niej myśleć. Za każdym razem, kiedy znajdowała się w pobliżu jego lodowate, pozbawione uczuć serce topniało, w ułamek sekundy zamieniając się w gorącą masę. Ogarniało go wtedy poczucie bezgranicznego szczęścia, zdawało mu się, że może zrobić dosłownie wszystko. Nigdy nie czuł nic podobnego. Do nikogo, tym bardziej do szlamy. Najgorsze, że to było silniejsze od niego. Nie potrafił tego przerwać.Wiedział, że to kiedyś wpakuje go w poważne kłopoty. Nagle z korytarza wyłoniła się gryfonka.
- Co tak długo? - rzucił opryskliwie.
- Też się cieszę, że cię widzę. - sarknęła Hermiona.
Zapukali. Po usłyszeniu skrzeczącego - proszę. - weszli do środka.
Pokój był bardzo mały i pozbawiony okien, za to od góry do dołu zawalony papierami. Na podłodze pałętały się zmięte kartki i porozlewany atrament. Biurko stojące przy przeciwległej ścianie przypominało miniaturowy stolik, wciśnięty pomiędzy dwie komody. Na jednej z nich Hermiona dostrzegła wypisane dużymi, czerwonymi literami nazwisko Weasley. Uśmiechnęła się pod nosem na myśl o dowcipach Freda i George'a
- Macie tu posprzątać. - odezwał się Filch zza jednej z szafek.
- Co? - krzyknął Draco rozglądając się po bałaganie. - przecież zajmie nam to z miesiąc.
Mężczyzna prychnął. - Do roboty! Wrócę za dwie godziny, wtedy będziecie wolni.
Zamknął za sobą drzwi pozostawiając ich samych.
- Gabinet woźnego. - skomentował sarkastycznie ślizgon. Dziewczyna nie mogąc się powstrzymać, wybuchnęła głośnym śmiechem. Po chwili chłopak do niej dołączył. Stali, zaśmiewając się do łez. Było tak... beztrosko. Jakby wszystkie zmartwienia pozostawili za drzwiami. W tym momencie nie przejmowali się, że trwa wojna, nie obchodziło ich co pomyślą inni, nie istotne było, że pochodzą z dwóch różnych światów. Teraz byli tylko oni. Hermiona złapała się za brzuch. 
- Już... już nie dam rady! - wysapała. Draco czknął, co wywołało w szesnastolatce nowy napad wesołości. 
- Bardzo... hyc... zabawne. - powiedział urażony. 
- Oj... przepraszam. - stłumiła chichot. 
Dąsał się przez chwilę po czym jego twarz wykrzywił szatański uśmiech. 
- Może ręka na zgodę? - dziewczyna niepewnie podała mu dłoń, a ten jednym, zwinnym ruchem przyciągnął ją do siebie. Gryfonka natychmiast przestała się śmiać. Chłopak musnął palcami jej plecy. Zadrżała. Przysunął się bliżej. Czując jego oddech przy swojej szyi mimowolnie przymknęła oczy upajając się tą rozkoszną chwilą. Pragnęła go. Każdą komórką swojego ciała. 
- Co jest Granger? Wymiękasz? - parsknął jej do ucha.
Pochylił się i zetknął ich czoła. Popatrzyła mu w oczy. Zawsze wydawały jej się zimne i szare, niczym stal. Teraz jednak błyszczały intensywnie, a Hermiona dostrzegła w nich coś jeszcze. Głęboko, na samym dnie jego duszy siedział mały, zagubiony, pozbawiony czułości chłopiec. Nagle zrobiło jej się go żal. Uświadomiła sobie, że pod grubym pancerzem, którym tak dobrze się zasłania, kryje się wystraszone, samotne dziecko. Arogancka postawa i chamskie zaczepki to tylko poza. Zapragnęła dowiedzieć się jaki jest naprawdę. Poznać prawdziwe oblicze Dracona Malfoy'a. 
Zerknęła na jego usta. Uśmiechnął się z satysfakcją i delikatnie ujął jej twarz w dłonie. Po kilku sekundach bezruchu, Hermiona z lekką niecierpliwością przysunęła się odrobinę bliżej. Malfoy specjalnie opóźniał wyczekiwaną przez nią chwilę. 
Nagle drzwi otwarły się z hukiem i stanęła w nich blada Minerwa McGonagall. Para gwałtownie od siebie odskoczyła, lecz mocno zdenerwowana profesor nie zwróciła na nich uwagi, oczywiście gdyby były inne okoliczności na pewno rzuciłaby jakiś surowy komentarz, tym bardziej, że ci uczniowie byli tutaj za karę. Jednak miała teraz ważniejsze problemy na głowie. 
- Obydwoje proszę ze mną. - rzekła roztrzęsionym głosem.

środa, 24 października 2012

Rozdział V

       Hermiona obudziła się i spojrzała na zegarek - 6:34. Cudownie, tylko cztery godziny snu. Wolała nawet nie wiedzieć jak w tym momencie wygląda. Z cichym szelestem zeszła z łóżka i na palcach, aby nie zbudzić śpiących w najlepsze koleżanek poszła do łazienki. Widząc swoje  odbicie w lustrze przeciągle jęknęła. Poskręcane włosy sterczały na wszystkie strony, a pod oczami malowały się fioletowe cienie. Policzki miała czerwone, silnie kontrastujące z jej bladymi, wysuszonymi ustami. Niechętnie sięgnęła po szczotkę.
Około pół godziny później niesforne kosmyki zostały rozczesane oraz ujarzmione ciasnym warkoczem. Przemyła twarz zimną wodą i, stwierdziwszy, że lepiej już nie będzie, przebrała się w czystą szatę. Następnie udała się na śniadanie do Wielkiej Sali. Uśmiechnęła się blado, na widok Harry'ego smętnie jedzącego tosta.
- Ciężka noc, co? - poklepała go po plecach.
Chłopak przytaknął. Doskonale wiedziała co było powodem jego podłego nastroju. Powód ten, właśnie pojawił się w drzwiach, czule obejmowany przez Deana Thomasa.
- Dzień dobry! - przywitała się radośnie Ginny, podchodząc w ich kierunku.
- Dla kogo dobry, dla tego dobry. - mruknął pod nosem Harry.
- A temu co? - zwróciła się zdezorientowana rudowłosa do przyjaciółki.
Hermiona ignorując pytanie sięgnęła po tosta z dżemem. Wolała się w to nie mieszać. Zapanowało niezręczne milczenie.
- To my... już pójdziemy. - odezwał się Dean, łapiąc Ginny za rękę. Brunet w okularach rzucił im mordercze spojrzenie. Para popatrzyła po sobie zdziwiona i odeszła w kierunku wyjścia.
- Przykro mi. - wybąkała szesnastolatka.
- Och, daj spokój. Przecież...  - urwał widząc zmierzającą ku nim profesor McGonagall.
- To dla pani, panno Granger. - Kobieta wręczyła jej plan lekcji. Dziewczyna cicho jęknęła. Harry odebrał swoją rozpiskę zajęć i zaklął siarczyście. Gryfonka kopnęła go pod stołem, rzucając zlęknione spojrzenie opiekunce. Na szczęście, ta pochłonięta rozmową z Neville'm nie usłyszała tego.
   Dokończyli śniadanie i udali się do dormitorium, po książki. Jako pierwszą mieli obronę przed czarną magią... ze Snape'm. 
- Idź. Dołączę do ciebie później. - mruknął smętnie Harry. Dziewczyna przytaknęła. Wiedziała, że przyjaciel wciąż jest zdołowany i musi odreagować. Nie chciała, aby czuł się przytłoczony jej obecnością. 
    Punktualnie o 9 zjawiła się pod salą. Snape'a jeszcze nie było. 
- Co jest Granger? Kumple cię opuścili? - rzucił szyderczo Draco z drugiego końca korytarza, a otaczająca go grupa ślizgonów wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Odwal się Malfoy! - krzyknęła urażona.
- Co to za słownictwo przed moją salą, Granger? Gryffindor traci pięć punktów! - warknął nauczyciel wyłaniając się z korytarza. Oburzona dziewczyna popatrzyła wściekle na blondyna. Chłopak tylko uśmiechnął się drwiąco, co rozwścieczyło ją jeszcze bardziej. Zarzuciła torbę na ramię i szybkim krokiem weszła do klasy, siadając jak najdalej od Draco. 
Czas wlókł się niemiłosiernie. Snape podzielił uczniów w pary, chcąc sprawdzić ich umiejętności. Pierwsza osoba rzucała zaklęcie oszałamiające, a druga miała je odeprzeć. Po chwili w sali zaroiło się od walczących. 
- Wystarczy! - krzyknął profesor. W pomieszczeniu natychmiast zapanowała cisza. - Teraz może ktoś zaprezentuje nam swój... - urwał i uśmiechnął się z politowaniem. - pojedynek. Jacyś chętni? - rozejrzał się po sali, ignorując wyciągniętą rękę Seamusa Finnigana. - Nikt? No to może Parkinson i Granger. - skinął ręką. 
Wystąpiły z tłumu i stanęły naprzeciw siebie. Mopsowatą twarz Pansy wykrzywił ohydny grymas.
- Już nie żyjesz szlamo. - wysyczała z nienawiścią przez zaciśnięte zęby. - Drętwota! - krzyknęła. Jednak Hermiona błyskawicznie odparła atak. Siła uderzenia wyrzuciła ślizgonkę na przeciwległą ścianę. Gryfoni zawyli z radości, nagradzając dziewczynę głośnymi brawami.
- Spokój! Gryffindor traci pięć punktów - warknął Snape klękając przy nieprzytomnej uczennicy i wymruczał  przeciw zaklęcie.
***
    Następna była transmutacja. Mcgonagall rozdała każdemu po kilka orlich piór, i przy pomocy poznanego rok wcześniej zaklęcia zmieniająco - ożywiającego uczniowie mieli za zadanie przemienić je w białe myszy. 
Piętnaście minut później po stole Hermiony chodziło pięć identycznych jasnych gryzoni, za co nauczycielka nagrodziła gryfonów dziesięcioma punktami. Nikomu innemu nie udało się wykonać tego zadania, choć najbliżej był Harry, który wyczarował wielkiego, czarnego żuka. Niestety Ron przez przypadek rozgniótł go łokciem, kiedy usiłował złapać swoją, ganiającą po całej ławce, uskrzydloną chusteczkę, zasypującą wszystko brązowym pierzem.
    Po dwugodzinnym zielarstwie, na którym pani Sprout kazała im zebrać sok z owoców trykobulwy ubłoceni i zlani potem wrócili do zamku na obiad. 
- Chyba zaraz umrę. - jęknął Ron, ocierając czoło ręką. - Jestem wykończony. 
- Ronaldzie, dopiero pierwszy dzień. Nie wydziwiaj i weź się w garść. - rzuciła dziarsko Hermiona, nakładając sobie porcję gulaszu z wątróbki. Po chwili z brzdękiem odłożyła widelec i zerwała się z miejsca. 
Widząc pytające spojrzenie chłopców powiedziała: 
- Mamy jeszcze pół godzinny, przed następnymi zajęciami. Zdążę jeszcze iść do biblioteki. 
- Przecież nic nie zjadłaś. - zauważył Harry wskazując na jej nietknięty talerz. 
- Nie jestem głodna. - Machnęła ręką i wybiegła z Wielkiej Sali, przewracając przy tym zdezorientowanego Neville'a. 
- Wybacz! - krzyknęła przez ramię i zbiegła po schodach. 
        ***
Nareszcie miała odbyć się długo wyczekiwana przez trójkę przyjaciół lekcja opieki nad magicznymi stworzeniami, z ich - jak na razie - najbardziej lubianym nauczycielem, Hagridem. W dobrych humorach popędzili przez błonia i jako pierwsi stanęli przed chatką gajowego. 
- Kopę lat! Już żem se myślał, żeście o mnie zapomnieli - przywitał się mężczyzna wychodząc z domu. 
- Miło cię znów widzieć. - uśmiechnął się Harry. 
- O czym będzie dzisiejsza lekcja? - spytała Hermiona. 
- Mam dla was dziś coś specjalnego. Ale niedługo zobaczycie. Poczekamy, aż wszyscy przyjdą. Cholibka, ale wam gęby opadną. - pół-olbrzym zatarł ręce i odwrócił się, aby uciszyć ujadającego Kła. 
Wykorzystując okazję przyjaciele rzucili sobie znaczące spojrzenia. Znając niespodzianki Hagrida, raczej bez siniaków się nie obejdzie. Po chwili zeszła się reszta klasy. Na końcu pojawili się ślizgoni. Malfoy przeszył dziewczynę zagadkowym wzrokiem. Poczuła, że przyspiesza jej serce, ale twardo przetrzymała spojrzenie.  Gajowy poprowadził ich ku zachodniej części Zakazanego Lasu. Oczom zebranych ukazała się przestronna, wcinająca się w linię drzew polanka. Na niej znajdowały się cztery małe, przypominające koty zwierzątka. Miały cętkowane futro, duże uszy, a ich ogon - podobnie jak u lwa - zakończony był jasnobrązowym pędzelkiem. Lavender i Parvati westchnęły z rozmarzeniem. 
- To kuguchary - wyjaśnił Hagrid. - Nie dajcie się nabrać na ich słodki wygląd, bo jak im się nie spodobacie mogą was rozszarpać. Są w dodatku szalenie inteligentne. - kilka osób cofnęło się z przestrachem. - Dzisiaj nauczymy się je oswajać. Ktoś na ochotnika? - rozejrzał się po uczniach. - Nikt? - zrobił smutną minę. 
Hermiona westchnęła i podniosła rękę. Gajowy obdarzył ją zachęcającym uśmiechem.

 _________________________________
Dziś mało Hermiony i Draco, ale postaram się wynagrodzić wam to w następnym rozdziale.  :)

wtorek, 23 października 2012

Rozdział IV

     Drzwi Wielkiej Sali głośno skrzypnęły. Do pomieszczenia wbiegła Hermiona, a tuż za nią Draco. Głowy wszystkich zebranych obróciły się w ich kierunku rzucając zaciekawione spojrzenia. Dziewczyna cicho jęknęła. Fantastycznie, teraz wszyscy pomyślą sobie... wolała się nawet nad tym nie zastanawiać. Ze spuszczonym wzrokiem udała się w stronę stołu gryfonów, stojącym na końcu pomieszczenia. Usiadła na przeciwko Harry'ego i Rona uśmiechając się do nich przyjaźnie. Chłopcy posłali jej  mordercze spojrzenia. Odchrząknęła i nałożyła sobie porcję zapiekanych ziemniaków.
- Możesz mi powiedzieć co ty, do cholery robiłaś z Malfoy'em? - warknął rudowłosy przez zaciśnięte zęby.
- Mieliśmy małe spięcie. Potem napatoczył się Snape i na nas nawrzeszczał. Ginny wam nie mówiła? - zdziwiła się dziewczyna. 
Harry poruszył się nerwowo. 
- Ginny jest zajęta. - z pogardą skinął głową w stronę rudowłosej obściskującej się z Dean'em Thomasem. 
- Oh, myślałam...że wy... No wiesz, ciągnie was ku sobie. - Brunet posłał jej lodowate spojrzenie. 
- Najwyraźniej źle myślałaś. - Szesnastolatka wybąkała coś pod nosem i skierowała wzrok na stojący przed nią talerz. 
- Malfoy ciągle się na ciebie gapi. Jesteś pewna, że to było tylko małe spięcie? - powiedział ironicznie Ron, akcentując z naciskiem ostatnie dwa słowa. 
Hermiona poczuła na twarzy falę gorąca. Przygryzła dolną wargę i starając się przybrać normalny ton głosu spytała:
- Czy ty coś insynuujesz Ronaldzie? - chłopak prychnął i wymienił z Harry'm znaczące spojrzenia. 
- Nie, skądże. - sarknął. 
Dziewczyna z brzdękiem upuściła widelec. 
- Możesz powiedzieć o co ci chodzi? - zdenerwowała się. 
- Przez większość dzisiejszego dnia dziwnie się zachowujesz. Po wyjściu z pociągu znikasz gdzieś z Malfoy'em, a potem, w połowie uczty wchodzicie razem do Wielkiej Sali. To jest nasz wróg Hermiono! Nie możesz się z nim zadawać! 
Dziewczyna rzuciła mu mordercze spojrzenie. 
- Przecież doskonale o tym wiem! I wcale nie jest tak jak myślisz. 
Częściowo to była przecież prawda. Nie przypomniała sobie, żeby jej relacje z blondynem się ociepliły, no może nie wliczając tych kilku momentów... Gryfonka gwałtownie potrząsnęła głową. Ron miał rację. Nie może tego zrobić. Najgorsze w tym wszystkim było to, że chyba zaczął jej się podobać. Nie ma innej rady, musi to przerwać. Co chcesz przerwać? - odezwał się cichy głosik w jej głowie. - Przecież nie robisz nic złego...
***
    Uczta dobiegła końca. Złote naczynia zalśniły czystością. Dumbledore, ubrany w fioletową, przetykaną srebrzystymi gwiazdami szatę podniósł się z miejsca.Uczniowie natychmiast umilkli.
- Kochani! Skoro wszyscy jesteście już najedzeni i napojeni pragnę zwrócić waszą uwagę na kilka spraw. Jak, co roku wstęp do Zakazanego Lasu jest surowo zakazany - spojrzał na trójkę, bardzo dobrze wam znanych gryfonów i kąciki ust zadrgały mu lekko. - Chcę wam również przedstawić pana Horacego Slughorna, który w tym roku będzie nauczał eliksirów - niski i dosyć gruby czarodziej, z dobrze widoczną siwą łysiną wstał i ukłonił się nisko. W sali rozbrzmiały gromkie brawa. Mężczyzna usiadł i uśmiechnął się szeroko. Dyrektor poczekał, aż z powrotem zapanuje cisza i kontynuował - Profesor Snape natomiast obejmie posadę nauczyciela obrony przed czarną magią. - wspomniany podniósł się z krzesła i skłonił sztywno, po czym z lekkim grymasem wrócił na miejsce. Tym razem zaklaskał tylko stół ślizgonów.
- No to mamy przekichane. - skwitował Ron.
- Pan Filch, jak co roku prosił abym przypomniał, że lista przedmiotów zakazanych w obrębie Hogwartu znajduje się, do wglądu w jego biurze. To wszystko na dziś. Śpijcie dobrze!
    Uczniowie powstali i zaczęli powoli kierować się do drzwi. Hermiona zebrała wokół siebie pierwszoklasistów swojego domu i poprowadziła ich do wieży Gryffindoru. Zatrzymała się w Pokoju Wspólnym i odczekała, aż wszystkie dzieci przejdą przez dziurę pod portretem.
- Po prawej stronie są sypialnie chłopców, a na lewo dziewcząt. - wyjaśniła wskazując na znajdujące się po obydwu stronach, schody. - Nie radzę chłopcom, jednak odwiedzać pokoi ich koleżanek, bo może zdarzyć się przykra niespodzianka. - uśmiechnęła się do nich ciepło i prędko udała się w stronę gabinetu Dumbledore'a.  Zatrzymała się pod kamiennym gargulcem. Poczuła, że coś przewraca jej się w żołądku. Hasło. Przecież nie znała hasła. Zaczęła krążyć nerwowo tam i z powrotem zastanawiając się czy Malfoy wszedł już do środka.
 Kilka minut później usłyszała zbliżające się kroki. Stanęła i w nerwowym napięciu poderwała głowę. Z korytarza wyłonił się Draco. Poczuła, że zalewa ją fala ulgi. Bez zastanowienia uśmiechnęła się do niego szeroko. Rzucił jej drwiące spojrzenie, natychmiast spoważniała. Bez słowa przeszedł koło niej.
- Czekoladowa żaba. - powiedział, kamienny posąg drgnął i obrócił się ukazując spiralne stopnie. - Co jest Granger? Nie znasz hasła? - pokręciła głową patrząc na niego pytająco.
- Snape mi powiedział. - rzucił krótko.
Po chwili stanęli przed drzwiami gabinetu. Hermiona cicho zapukała. Blondyn spojrzał na nią z politowaniem.
- Wejść - usłyszeli donośny głos.
Niepewnie weszli do środka. Dumbledore uśmiechnął się na powitanie.
- Dobry wieczór panno Granger. Witam panie Malfoy. Usiądźcie. - wskazał im dwa fotele na przeciwko jego biurka. -  Severus uprzedził mnie, że przyjdziecie. Prawdę mówiąc jestem rozczarowany.
- Panie profesorze, my... - zaczęła gryfonka, ale gdy poczuła przenikające spojrzenie niebieskich tęczówek szybko umilkła. Draco odchrząknął.
- Chciał pan coś dodać? - dyrektor zwrócił się do ślizgona.
- Hermiona próbowała powiedzieć, że jest nam bardzo przykro z tego powodu i... - zawachał się na ułamek sekundy. - przepraszamy.
Zdziwiona dziewczyna poderwała głowę. Czy on nazwał ją po imieniu? Czy on właśnie przeprosił? Czy z nim jest wszystko w porządku? Rzuciła mu zdziwione spojrzenie. Ten tylko pokręcił głową.
Dyrektor, przyglądał się czubkom palców, jakby nie zauważając tej bezsłownej rozmowy.
- Doceniam pańskie słowa, jednak z przykrością muszę stwierdzić, że kara was nie ominie. - Hermiona wstrzymała oddech. - Jutro o osiemnastej zgłosicie się do pana Filcha. Pomożecie mu uporządkować kartoteki dawnych uczniów.
- I to... tyle? - dziewczyna nie powstrzymała prychnięcia. Dumbledore popatrzył na nią uważnie.
- Tak panno Granger, tyle. Teraz możecie odejść. Dobranoc.
Wstali i udali się do wyjścia. Ku jeszcze większemu zdziwieniu szesnastolatki, Draco przepuścił ją w przejściu.
-Wiesz... zachowujesz się dzisiaj inaczej. Tak... milej. - zaczęła, gdy zbiegli ze schodów.
- Czy to źle? - blondyn uniósł brwi.
- Nie, ale... dziwi mnie to. Hej to ja - zamachała mu rękami przed twarzą - wstrętna szlama!
Zmarszył nos.
- Tak, masz rację. Właśnie zastanawiałem się co tak śmierdzi. - Hermiona zrobiła oburzoną minę. Chłopak wybuchnął śmiechem. - Tak tylko się z tobą drażnię. Śpij dobrze, Granger. - pożegnał się i skierował w stronę lochów.
Zamyśliła się. O co w tym wszystkim chodzi? Luna powiedziałaby, że gnębiwtryski namieszały mu w głowie. Uśmiechnęła się pod nosem, na myśl o ekscentrycznej koleżance. Jednak po chwili z powrotem spoważniała. Skrzywiła się przypominając sobie dzisiejszy wywód Rona. Chyba coś podejrzewał.
Gdyby dziś rano, ktoś oznajmił jej, że zacznie coś czuć do Dracona Malfoy'a roześmiałaby mu się w twarz.
Westchnęła. Jak jeden dzień potrafi wywrócić życie od góry nogami.
Nim się spostrzegła, doszła do wieży Gryffindoru. Z rozmyślań wyrwał ją piskliwy głos Grubej Damy.
- Podasz mi wreszcie to hasło? Czy mam tak siedzieć całą noc.
-Co? - spytała głupio. - Ah, tak... czekoladowa żaba. - palnęła bezmyślnie.
-Źle! Nie znasz hasła, nie przejdziesz. A teraz daj mi się zdrzemnąć.
- Felix felicis - oprzytomniała i rzuciła kobiecie przepraszające spojrzenie. Szybko wbiegła do dormitorium, przebrała się w piżamę i padła na łóżko. Jej organizm był wykończony, jednak sen uparcie nie chciał nadejść. Za każdym razem kiedy zamykała powieki, przed oczami stawała jej wyniosła postać blond ślizgona... ciekawe czy i on teraz o niej myśli.


poniedziałek, 22 października 2012

Rozdział III

       Pociąg z głośnym piskiem wjechał na peron. Po chwili wielka, czarna masa uczniów wylała się z wagonów. Hermiona razem z Ginny wysiadły jako jedne z ostatnich.
- Gdzie się podziali chłopcy? - odezwała się lekko zdezorientowana rudowłosa.
Szesnastolatka obejrzała się za siebie.
- Przecież byli tuż za nami.
Młodsza z gryfonek cicho westchnęła i złapała przyjaciółkę pod ramię:
- Pewnie tłum nas rozdzielił. Lepiej się pospiesz, bo zajmą nam wszystkie dobre powozy. Chyba nie chcesz jechać ze ślizgonami. 
Hermiona przytaknęła i udały się w stronę pojazdów. Nagle drogę zastąpiły im trzy postacie.
- Malfoy, dałbyś już sobie dziś spokój. - rzekła ze zrezygnowaniem szesnastolatka, nim stojący po środku blondyn zdążył się odezwać.
- Nie będziesz mi rozkazywać szlamo. - warknął. Dziewczyna tylko ziewnęła ostentacyjnie i przeszła obok niego, co wywołało w chłopaku mały napad złości. Nikt nie ma prawa tak go traktować!
Chwycił Hermionę za łokieć i brutalnie obrócił.
- Co ty wyprawiasz idioto? - skrzywiła się z bólu.
Gdy goryle chłopaka wyciągnęli różdżki, stojąca z tyłu Ginny wreszcie dała o sobie znać.
- Expelliarmus! - krzyknęła w stronę Crabbe'a. Kawałek drewna wyleciał ślizgonowi z ręki i wylądował gładko na jej wyciągniętej dłoni. To samo zrobiła z Goyle'm. Próbowała również rozbroić Malfoy'a, jednak ten był szybszy wyczarowując zaklęcie tarczy.
- Ginny, dość. - szepnęła starsza z dziewczyn. Spojrzała na blondyna, który z szeroko otwartymi oczami patrzył na jakiś punkt za jej plecami. Zamknęła oczy, przeczuwając co, a raczej kogo zobaczy. Przełknęła ślinę i powoli się odwróciła. Serce zabiło jej gwałtownie.
- Co to za zbiegowisko? Weasley oddaj te różdżki ich właścicielom i do powozu!  To samo tyczy was Crabbe i Goyle! Granger, Malfoy za mną! - warknął Snape i nie czekając na wyjaśnienia obrócił się na pięcie. Po chwili zniknął wśród rosnącej nieopodal gęstwiny drzew. Uczniowie popatrzyli na siebie ze zdezorientowaniem i niechętnie wykonali polecenia.
       - Co to miało znaczyć? - krzyknął nauczyciel, gdy Draco i Hermiona znaleźli się w lesie. - Prefekci naczelni! - prychnął. Był wściekły. - Dobry przykład dajecie kolegom! Co za niesubordynacja! Zgłoszę tę sprawę do dyrektora! Zaraz po uczcie macie natychmiast zgłosić się do gabinetu Dumbledore'a! Zrozumiano? - Wystraszeni, jednocześnie kiwnęli głowami.
Gdyby nie okoliczności ten widok mógłby wydać się komiczny. Nieustraszona gryfonka i zawsze arogancki, puszący się jak paw ślizgon drżeli na widok przerośniętego nietoperza. Jednak nikomu nie było do śmiechu. Hermiona poczuła, że drżą jej kolana. Zachwiała się i kurczowo złapała za rękaw szaty blondyna. Ten popatrzyła na nią pytająco, ale nic nie powiedział. Snape rzucił im mordercze spojrzenie. Gryfonka poczuła, jak cała krew odpływa jej z twarzy. Po chwili milczenia profesor zamachnął peleryną znikając w głębi lasu.
   Odczekali kilka minut i odetchnęli głęboko. Przedzierając się przez krzaki wrócili w stronę powozów. Z niechęcią dostrzegli, że został tylko jeden, w dodatku najmniejszy, kształtem przypominający ogromną, blado fioletową dynię,  jakby przeznaczony tylko dla dwóch osób. Niezgrabnie wgramolili się do środka i usiedli naprzeciw siebie. Między siedzeniami była tylko mała przestrzeń na położenie nóg, więc chcąc, nie chcąc stykali się kolanami. Zapanowała niezręczna cisza.
- To twoja wina! - pierwsza odezwała się Hermiona.
Malfoy popatrzył na nią z politowaniem.
- Moja? To nie ja wyciągnąłem różdżkę, Granger. - słysząc te słowa dziewczyna zwęziła oczy.
- Gdybyś mnie tak brutalnie nie potraktował do niczego by nie doszło.
- Trzeba było mnie nie prowokować. - rzucił zjadliwie.
 Prychnęła.
- Prowokować? Ja cię prowokowałam? Nie denerwuj mnie nawet! Zastanów się lepiej, tępy gnomie, kto mi zaszedł drogę! - chłopak zrobił obrażoną minę.
- Mówił ci już ktoś, że jesteś strasznie upierdliwa?
- A tobie już ktoś mówił, że jesteś wrednym dupkiem? - odcięła się gryfonka, czując narastającą złość.
      ***
        Kłócili się przez dalszą drogę. Wreszcie wjechali na zamkowy dziedziniec. Hermiona wychyliła się przez okno i mimowolnie westchnęła na widok wysokich, pięknie oświetlonych, strzelistych wież Hogwartu.
Powóz głośno się zatrząsł i zatrzymał. Pasażerowie jednocześnie dopadli wyjścia.
- Zabieraj te łapska Malfoy! - krzyknęła dziewczyna odpychając go z całej siły. Jednym kopniakiem otworzyła półokrągłe drzwi i wylądowała w samym środku wielkiej kałuży. Draco głośno się zaśmiał.
- Wszystkie szlamy są takie niezdarne? Czy tylko te zadające się z Weasley'ami?
Doprowadzona do białej gorączki szesnastolatka rzuciła mu mordercze spojrzenie. Zachichotał i wyciągnął do niej rękę. Złość dziewczyny ustąpiła miejsca głębokiemu szokowi. Czy Draco Malfoy właśnie chciał jej pomóc?
Chłopak odchrząknął i ignorując wymalowane na jej twarzy zdziwienie powiedział:
- Będziesz tak tu sterczeć? Czy może udamy się wreszcie na ucztę? Umieram z głodu. - jakby na potwierdzenie własnych słów głośno zaburczało mu w brzuchu.
Hermiona niepewnie ujęła jego dłoń. Była miękka i ciepła. Ślizgon jednym, sprawnym ruchem przyciągnął ją do siebie. Mimowolnie wciągnęła nosem upajającą woń drogich, męskich perfum. Poczuła, że przyspiesza jej serce.
- Dziękuję - wymamrotała nieśmiało.
- Co mówiłaś? - teatralnie przyłożył rękę do ucha. Wywróciła oczami. Przecież nie byłby sobą sobą, gdyby w tym momencie nie rzucił jakieś ironicznej uwagi. Uświadamiając sobie, że wciąż trzyma jego rękę szybko puściła ją, oblewając się czerwonym rumieńcem. Spuściła wzrok i delikatnie się odsunęła.
- Doskonale słyszałeś. - odwróciła się do niego plecami i z uśmiechem ruszyła w stronę zamku.

niedziela, 21 października 2012

Rozdział II

       Godzina jazdy minęła im na żartach i opisach zabawnych, wakacyjnych przygód. Ron właśnie opowiadał, jak pewnego, deszczowego dnia pani Weasley kazała mu ściągnąć ze strychu uciążliwego gnoma.Harry leżał oparty głową na kolanach Ginny. Oboje pokładali się ze śmiechu. Nawet Neville by zauważył, że mają się ku sobie. Hermiona uśmiechała się życzliwie, jednak myślami była zupełnie gdzie indziej. Właśnie wspominała chwilę, kiedy przeszyło ją stalowe spojrzenie pewnego, wysokiego blondyna... Teraz kiedy się nad tym zastanowiła dostrzegła, że w tych pełnych arogancji oczach kryło się coś więcej... Zagubienie, nie to złe słowo. - Zmarszczyła brwi. - Bezradność, prośba o pomoc, o wybawienie. Może gdzieś głęboko w nim kryje się ciepło. Może nie jest tylko chłodnym, pyszniącym się arystokratą. Może to tylko gra pozorów. Może potrzebuje osoby, która go wysłucha, wyciągnie do niego dłoń... No właśnie, może.
      Gryfonka jeszcze długo nad tym rozmyślała, kiedy nagle drzwi przedziału rozsunęły się z łoskotem. W progu stanął nie kto inny jak Draco Malfoy.
W pomieszczeniu zapanowała cisza.
- Czego tu szukasz Malfoy? - wycedził Ron, przerywając milczenie.
Blondyn prychnął.
- Wierz mi, naprawdę przebywanie w tym brudnym - tu rzucił mu znaczące spojrzenie - pełnym szlamu - popatrzył na Hermionę - przedziale nie należy do przyjemności. Przyszedłem po ciebie Granger.
- Po mnie? Czego chcesz? - spytała podejrzliwie.
- Snape mnie wysłał. Jakbyś zapomniała za chwilę rozpocznie się spotkanie prefektów. Byłoby nam niezmiernie miło, gdybyś zaszczyciła nas swoją obecnością. - sarknął i skłonił się teatralnie, co wyglądało raczej jak odruch wymiotny.
Szesnastolatka poczuła, że zalewa ją fala gorąca. Zebranie! Jak mogła o nim zapomnieć? Plasnęła dłonią w czoło i gwałtownie zerwała się z miejsca. Wyminęła zdezorientowanego reakcją dziewczyny ślizgona, przez przypadek ocierając się o jego ramię. Ku jej wielkiemu zdziwieniu nie rzucił na ten temat żadnej uwagi, ba nawet się nie skrzywił co zwykł w podobnych sytuacjach robić. Uśmiechnęła się pod nosem. Może jej rozmyślania nie były do końca fałszywe?
  ***
    - Co tak się wleczesz Granger? Już gumochłon chodzi szybciej od ciebie. - powiedział Malfoy, doganiając Hermionę. - ale najwidoczniej szlamy tak mają. 
Dziewczyna wpadła w złość. Wszystkie pozytywne myśli na temat blondyna prysnęły jak bańka mydlana. Co za idiotka! Jak mogła myśleć, że ten kretyn potrafi być dobry? 
- Ty wstrętny, zarozumiały, arogancki... dupku! Jak śmiesz tak do mnie mówić? - krzyknęła, podnosząc dłoń z zamiarem wymierzenia mu siarczystego policzka. 
Ten jednak złapał ją za nadgarstek i zamknął go w stalowym uścisku. Szamotała się przez chwilę, jednak nie przyniosło to żadnych rezultatów. Chłopak zaśmiał się złowieszczo. 
- Co jest Granger? Na więcej cię nie stać? 
Oburzona dziewczyna podniosła głowę. Zjadliwy komentarz jakim miała go właśnie uraczyć wyleciał jej z głowy. Teraz liczyły się tylko te duże, lśniące, uważnie w nią wpatrzone, szare oczy. Draco wolną ręką delikatnie odgarnął jej z twarzy niesforny kosmyk włosów. Hermiona uśmiechnęła się niepewnie. Jaki on przystojny. Czemu wcześniej tego nie dostrzegłam? - przemknęło jej przez myśl. 
      Nagle pociąg gwałtownie zahamował, bezpowrotnie przerywając chwilę radosnego uniesienia. Szesnastolatka w jednej chwili oprzytomniała. Co ona, na miłość boską wyprawia? Przecież to jest jej wróg! Nienawidzi go... i on jej też. 
- Odwal się Malfoy - warknęła wyszarpując się z uścisku.
***
      Draco wślizgnął się bezszelestnie do przestronnego przedziału, w którym odbywało się zebranie. Cicho zasunął za sobą drzwi i rozejrzał się wokoło. McGonagall jeszcze nie było. Zaczytany w jakimś grubym tomiszczu Snape siedział przy okrągłym stole, przymocowanym do podłoża. Naprzeciwko niego, na podłużnych siedzeniach, takich jak w każdym innym przedziale siedziała Hermiona, oraz dwójka innych uczniów. Malfoy rozpoznał w nich Hannę Abbott z Hufflepuffu i Michaela Corner'a z Ravenclawu. 
      Blondyn z nieprzeniknionym wyrazem twarzy wcisnął się na miejsce obok gryfonki, z satysfakcją dostrzegając karmazynowy rumieniec na jej porcelanowej twarzyczce. Dziewczyna nerwowo odchrząknęła. 
- Może tabletki na gardło, Granger? - odezwał się beznamiętnie mistrz eliksirów, nie przerywając lektury. Malfoy uśmiechnął się do niej kpiąco. Hermiona rzuciła mu zirytowane spojrzenie. 
   Kilka chwil później zjawiła się profesor McGonagall.
- No to zaczynamy. - rzekła dziarsko. Snape spojrzał na nią spode łba. Kobieta wywróciła oczami. 
- Witam was na zebraniu prefektów. Pannie Granger i panu Malfoy'owi przypominam, że jako prefekci naczelni macie obowiązek patrolować korytarze od godziny 22, do północy...
Hermiona poczuła, jak żołądek przewraca jej się na drugą stronę. Malfoy został prefektem naczelnym! To niemożliwe! Zerknęła na niego, a gdy spostrzegła, że na nią patrzy szybko odwróciła wzrok. Poczuła, że pali ją twarz. Co ty wyprawiasz idiotko? Skup się! - zganiła się w myślach. 
     Dalsza część spotkania upłynęła w spokojnej atmosferze, jednak gryfonka wciąż czuła na sobie spojrzenie ślizgona. Nauczycielka zirytowana zachowaniem chłopca przerwała swój monolog i rzekła: 
- Panie Malfoy! Mógłby pan wreszcie się skupić? Wiem, że panna Granger przyciąga spojrzenia wielu chłopców, jednak na randki przyjdzie czas potem!
Dziewczyna oblała się szkarłatnym rumieńcem. Udała, że nagle zainteresowały ją widoki za oknem i odwróciła głowę w przeciwnym kierunku. W końcu Snape obwieścił koniec zebrania, co skwitowała z wielką ulgą. Nagle poczuła czyjąś dłoń na ramieniu, a aksamitny głos wyszeptał jej do ucha:
- Nie zapomnij Granger, że mamy zrobić razem obchód pociągu. 
- Prędzej sklątka tylnowybuchowa wyrośnie mi na plecach, niż gdziekolwiek z tobą pójdę Malfoy! - warknęła, strzepując jego dłoń. 
Chłopak krzywo się uśmiechnął, ukazując rząd idealnie równych, śnieżnobiałych zębów. 
- Powinnaś czuć się zaszczycona tak znamienitym towarzyszem. 
Prychnęła. 
- Nie pochlebiaj sobie. Już bym wolała Jęczącą Martę. 
- Da się załatwić. - zarechotał. 
Oburzona, kilkakrotnie otworzyła i zamknęła usta. 
- Ty wstrętny trollu! Wsadź sobie ten obchód tam gdzie słońce nie dochodzi! Nie mam zamiaru ci pomagać! 
Nachmurzył się. 
- A to ci heca! Kujonka Granger nie chce wykonać poleceń nauczyciela - gwizdnął - Wiesz, że jakby to McGonagall usłyszała to wpadłabyś w duże kłopoty? Ale to właściwie już nie mój problem. - obrócił się  napięcie i odszedł szybkim krokiem.
        Zdenerwowana patrzyła za nim kilka sekund. Tupnęła nogą. Jaki on był irytujący! Jednak chcąc nie chcąc musiała przyznać mu rację. Trzeba zrobić ten obchód. 
- Zaczekaj! - krzyknęła i puściła się biegiem. 
Stanęła koło blondyna, który tryumfalnie się uśmiechnął.

sobota, 20 października 2012

Rozdział I

  
"Zapamiętaj swe imię.
Nie trać nadziei - znajdziesz to, czego szukasz.
Ufaj duchom. Ufaj tym, którym pomogłeś, bo oni też ci pomogą.
Ufaj snom.
Ufaj swemu sercu i swojej historii.
Gdy zechcesz wrócić, idź tą samą drogą."

                                                                   (Neil Gaiman "M jak Magia")


      Hermiona, szesnastoletnia, piekielnie mądra brunetka siedziała na podłodze w swoim pokoju i bezskutecznie starała się zamknąć wypchany do granic możliwości, szkolny kufer.
Był pierwszy września, a ona za kilka godzin miała rozpocząć swój szósty rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
- Skarbie, szybciej, bo się spóźnimy. - Dobiegło ją z dołu wołanie rodziców.
- Moment! Nie mogę domknąć wieka!
- Może spróbuj wyrzucić ze środka jedną z tych twoich dwustu tonowych książek. - zażartował Peter, ojciec dziewczyny.
- Bardzo śmieszne tato! - Odkrzyknęła w odpowiedzi.
Zacisnęła zęby, właściwie miał trochę racji.  Z niechęcią pobieżnie przeglądnęła wszystkie, spakowane lektury, które jak to zwykła robić - poukładała alfabetycznie.
- O, to raczej nie będzie mi potrzebne. - mruknęła do siebie, chwytając w dłonie Historię Hogwartu. - W razie potrzeby mogę przecież wypożyczyć ją ze szkolnej biblioteki - Starała przekonać samą siebie, niezbyt przekonującym tonem. Niestety z marnym skutkiem. - Co za głupota, przecież muszę ją wziąć!
- Hermiono Granger! Jeżeli za 5 sekund nie zjawisz się spakowana na dole, będziesz miała duże kłopoty!
- Już idę! - Ze zrezygnowaną miną delikatnie odłożyła książkę na sosnowym biurku stojącym koło okna. Następnie zatrzasnęła wieko kufra, narzuciła na ramię torebkę i rozglądnęła się po pokoju, zastanawiając się, czy przypadkiem czegoś jeszcze nie zapomniała. Chyba wszystko. Najwyżej wyśle sowę do rodziców. Chwyciła za klamkę i wyszła z pomieszczenia.  Zatrzymała się przed schodami rozważając jak znieść z nich bagaż, który, nie owijając w bawełnę do najlżejszych nie należał. Wyciągnęła różdżkę z przedniej kieszeni spodni, jednak w porę zdała sobie sprawę, że przecież nie można używać czarów poza Hogwartem, tym bardziej w mugolskim domu. Skarciła w myślach swoją głupotę i zawołała na pomoc tatę. Po kilku chwilach dziewczyna i kufer znajdowali się w samochodzie. Spojrzała na zegarek - 10:30.
- Rany, spóźnimy się!
         Piętnaście minut później dotarli na dworzec King's Cross. Hermiona mocno uściskała rodziców.
- Trzymaj się córciu. - Peter poklepał ją po plecach.
- Jak dojedziesz, wyślij sowę. - Dodała mama dziewczyny. - I uważaj tam na siebie.
- Dobrze mamo. Będę pisać co tydzień. Obiecuję.
Pomachała im, a następnie oparła się o barierkę pomiędzy dziewiątym, a dziesiątym peronem. Po krótkiej chwili jej oczom ukazała się wielka, czerwona lokomotywa Express'u Hogwart.
Uśmiechnęła się szeroko widząc buchającą z komina parę. Przez całe wakacje z utęsknieniem wyczekiwała powrotu do szkoły. Nie mogła doczekać się nawet znienawidzonych przez wszystkich lekcji eliksirów ze Snape'm.
Rozglądnęła się w poszukiwaniu Harry'ego, Rona i Ginny - jej najlepszych przyjaciół. Jednak nigdzie nie mogła ich dostrzec. Panujący wszędzie rozgardiasz oraz dymy wydobywające się z pociągu dodatkowo ograniczały pole widzenia. Pewnie wsiedli już do środka - pomyślała. Skierowała się w stronę drzwi wagonu, kiedy nagle ktoś ją brutalnie odepchnął.
- Patrz jak łazisz, szlamo. - Draco Malfoy, blond-włosy ślizgon i zacięty wróg Świętej Trójcy bezceremonialnie przepchnął się przed nią, a następnie zniknął we wnętrzu pociągu. Jego śladem poszli Crabbe i Goyle - dwaj przerośnięci goryle, których można było uznać prędzej za ochroniarzy arystokraty, niż jego przyjaciół.
- Malfoy, ty wredny... - ale już jej nie słyszał. Łzy wściekłości popłynęły po policzkach Hermiony. Jak ten dupek potrafi zepsuć nawet najbardziej wyczekiwany dzień! Już on ją popamięta!
Zgrzytając zębami wgramoliła się do środka.
                                                                    ***
      Udała się w głąb wagonu. Kiedy mijała przedział ślizgonów spostrzegła Malfoy'a, który gwałtownie gestykulując, opowiadał coś roześmianej Pansy Parkinson - szesnastolatce o twarzy mopsa. Widząc jego pyszałkowatą buźkę zalała ją fala wściekłości. Zwęziła oczy i zapukała w szybę. Blondyn zwrócił na nią swoje stalowe oczy, a jego twarz wykrzywił grymas obrzydzenia. Hermiona pomachała mu z udawaną wesołością, po czym wystawiła środkowy palec. Na jego policzki wstąpiły czerwone rumieńce gniewu. Wstał i sięgnął po różdżkę. Dziewczyna gorzko się roześmiała i odeszła.
     Dwa przedziały dalej mignęła jej ruda czupryna Rona. Energicznie ruszyła w tamtą stronę i jednym zamachem otworzyła drzwi przedziału. Nim zdążyła wejść, na jej szyi uwiesiła się miedzianowłosa przyjaciółka.
- Miona!
- Ginny! Jak dobrze cię znów widzieć! - objęła ją mocno. Po kilku sekundach dziewczyny oderwały się od siebie. Później szesnastolatka skierowała spojrzenia na chłopców.
- Hermiona! Szukaliśmy cię na peronie. Gdzie się podziewałaś?
- Trochę się spóźniłam. Nie mogłam się zmieścić w kufrze. Poza tym...
Chłopcy rzucili sobie znaczące spojrzenia i zarechotali. Ah, te dziewczyny. Hermiona urwała i spojrzała na nich pytająco. Zachichotali. Westchnęła i ciągnęła dalej.
- Malfoy ma przekichane. Wstrętny dupek!
- Co znowu zrobił? - Dopytywał się Ron.
Po krótce opisała im całą sytuację. Chwilę później przedział rozbrzmiał głośnym śmiechem. Dziewczynę zalała fala ciepła. Jak ona się za nimi stęskniła...